piątek, 9 maja 2014

"Bunkier nr 24": Rozdział 15



Rozdział 15
OBŁĘD
            Oczy miał puste, przepełnione żądzą krwi. Nie reagował na krzyk, błaganie, zwroty po imieniu. Brnął przed siebie, powłócząc nogami jak kaleka, w stronę swojej przykutej ofiary.
Bajarz szarpnął łańcuchem w kolejnej bezowocnej próbie wyswobodzenia się. Czasu miał naprawdę mało. Po prawej dojrzał stolik na kółkach, wypełniony narzędziami, i sięgając stopą, pchnął go ku sobie i w przód, odgradzając opętanego naukowca od siebie i zyskując niewiele więcej czasu. Ze stołu spadła podłużne zaostrzone na końcu wiertło. Stalker chwycił je obiema nogami, jako  że było jego jedyną szansą na  zmienienie obecnej sytuacji. W międzyczasie ogarnięty żądzą zabijania Druid pod wpływem naporu stołu i bezwładności nóg przewrócił się, a jego prymitywnie zaprogramowany mózg dostrzegł alternatywny sposób dostania się do ofiary i potwór jął pełzać pod blatem, wyciągając łapę ku Bajarzowi. Gdy był już dostatecznie blisko i najprawdopodobniej planował wgryźć się w stopę mężczyzny, ten, nie widząc innego rozwiązania, gwałtownie cofnął nogi i silnie trzymając wiertło o z wyrzutu pchnął je wprost w oczodół naukowca. Druid zadrżał, skrzeknął przeciągle i opuścił łeb. Ciemna, gęsta posoka popłynęła po bucie stalkera, gdy ten uniósł nogę i odepchnął martwe ciało.
            Nagle do pomieszczenia znów wpadł Generał, i widząc swój martwy eksperyment, wrzasnął z wściekłością.
-Sukinsynu!! To był mój najdoskonalszy jak dotąd twór! Poświęciłem LATA, żeby zsyntetyzować odpowiednie składniki, i kolejne, żeby osiągnąć osobnika o tak zaawansowanie działającym mózgu! Cóż…- uspokoił się i wyciągnął zza paska pistolet- jeśli jemu nie udało się ciebie wykończyć, ja to zrobię.
Generał zdecydowanym krokiem ruszył naprzód, odsunął zawadzający stolik, kopnął w bok martwe ciało Druida i przyłożył lufę broni do zdezorientowanego Bajarza, któremu ledwie co udało się ujść z życiem. Stalker zamknął oczy, sekundę później odgłos strzału wypełnił mu uszy, i było po wszystkim.
***
            Mors dobrze wiedział czego się spodziewać. Generałowi nie ufał nigdy, miał wątpliwą przyjemność służyć dla niego i wykonać kilka misji, których wolałby nie wspominać już nigdy. Ale jednego nie wiedział- nie domyślał się, co też ten bezwzględny wojskowy może osiągnąć, przesiadując w zrujnowanym „Genomie”, gdzie stan zewnętrzny budynku wskazywał na to, że śmiercionośna fala zabrała wszystko, co mogło mieć jakąkolwiek przydatność, zwłaszcza dla tego chorego sukinsyna. Nie wiedział nic, mógł się tylko domyślać. I domyślał się. Domyślał się, że pod zasłoną obróconych w pył laboratoriów, hal testowych i zamarłych generatorów kryje się coś jeszcze. Wojciech zer
            W głównej hali, do której trafił, zalegała zupełna cisza. Na podłodze wśród wielkich skrzyń można było dojrzeć nieumiejętnie zamaskowane ślady walki- leżące na uboczu łuski, dziury w ścianach, i plamy krwi. Miał szczerą nadzieję, że to krew wroga. W pomieszczeniu nie było widać żywej duszy, natomiast wyraźnie słyszał dobiegający gdzieś z przodu hałas. Ruszył korytarzem ,którym kończyła się hala i dotarł odosobnionego pomieszczenia. Drzwi wyglądały na zaryglowane od wewnątrz. Hałasy ustały, ale kierowany ciekawością i jakimś wewnętrznym przeczuciem Mors cofnął się aby wziąć rozbieg i ruszył na drzwi.
***

            Inaczej wyobrażał sobie to, co dzieje się POTEM. Wszędzie zaległa ciemność, a w uszach pulsował pisk, ale fizycznie wydawał się wciąż znajdować w pomieszczeniu. Otworzył oczy. Obok niego oprócz ciała opętanego Druida leżał Generał, i szklistymi oczami wpatrywał się w niego jakby zawiedziony. Ze skroni dowódcy bunkra obficie lała się czerwień. Już na nic, buty może uratuje, ale całkowicie zakrwawione spodnie do niczego się nie nadają, pomyślał Bajarz, sam dziwiąc się swojemu nastawieniu.
-Masz sporo szczęścia. Wygląda na to, że wpadłem w porę.
Nieznany mu mężczyzna stał tuż obok, z jego lufy jeszcze uciekała strużka dymu. Spojrzał dokładnie w twarz swojego wybawcy i wreszcie ją skojarzył. Z tym człowiekiem pełnił wartę jeszcze w bunkrze. I pomyśleć, że miał go za nieodpowiedzialnego szczeniaka…
-Skąd ty…
-Pan Mechanik mnie przysłał.
-Aha. No, mogłem się domyślić.
Mors pokrzątał się po pomieszczeniu i znalazł klucz, podszedł do uwięzionego Bajarza i począł grzebać w kłódce za jego plecami.
-Czy on… -Młody wskazał na martwego naukowca- …ty go znałeś, prawda?
-Tak. Musimy się zająć jego pochówkiem. -Stalker rozprostował uwolnione ręce i przetarł nadgarstki.- W jaki sposób do mnie trafiłeś?
-Nadajnik na twojej broni.- Mors uśmiechnął się głupkowato.
Bajarz zerknął na kaburę, w której trzymał otrzymanego od Złotej Rączki Wanada i również się uśmiechnął. Stary skurczybyk ma sposób na wszystko.
-Tak w ogóle… to co tutaj do cholery zaszło?
-To naprawdę długa historia.
-Do bunkra i tak kawał drogi.
-Masz rację.- Bajarz wstał, rozejrzał się i westchnął.- Będzie na to czas. A teraz pomóż mi z ciałem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz