niedziela, 9 marca 2014

Specjalny Specjal z okazji 1000 wyświetleń.

Z dniem wczorajszym mój skromny blog osiągnął 1000 wyświetleń. Ciągnęło się to bardzo powoli i mozolnie, ale nie spodziewałem się cudów. Mam tylko nadzieję, że teraz będzie coraz więcej i więcej ;)

Chciałem podziękować wszystkim, którzy od momentu powstania tego miejsca zajrzeli tu choć na chwilę, nawet jeśli było to całkowicie przypadkowe, ale zdecydowali się zostać na sekundę i przeczytać przynajmniej jeden rozdział. Mam nadzieję, że moja amatorszczyzna przypadła komuś do gustu. Jeśli tak, śmiało możecie dodać mnie do swoich kręgów, zaobserwować bloga, napisać komentarz czy odpowiedzieć na pytanie w ankiecie.

Z okazji tego "jubileuszu"  publikuję malutki fragment z mojego nowego projektu, którym będzie całkowicie mój własny świat, na moich zasadach, bez "kserowania" innych uniwersów, choć mogą wystąpić małe inspiracje innymi seriami. Powiedzcie, co myślicie, miłej lektury i widzimy się w Zonie ;)

Wasz oddany,
Jogi J.

***

                Dopił flaszkę i rozbił kieliszek. Z pustej „Morsówki” zrobił tulipana i rozwalił łeb pierwszemu zgnilakowi. Jego zaprogramowany na atak mózg nie zdążył nawet zauważyć co się stało, gdy spłynął po barze, barwiąc wiekowe drewno na czerwono. Wyga sprzedał kopniaka kolejnemu z nich, który zgiął się w pół i wpadł pod stolik. Wyciągnął przerdzewiałą maczetę i kolejny stracił nogi. Zdeterminowany kadłub, pełznący ku niemu, stracił głowę i znieruchomiał. Wyga podbiegł do stolika i zatopił maczetę w głowie kolejnego zombie. Pozostał ostatni. Pijaczyna ruszył w jego stronę, szybkimi cięciami pozbawił go rąk, wyciągnął ostatni granat i wepchnął do jego zgniłego gardła.  Przykucnął za barem, a czekająca na zewnątrz dwójka skryła się za drzwiami. Sekundę później bar wypełnił huk, a na ścianach wylądowało całe bogate wnętrze umarlaka, włącznie z kilkoma drzazgami i odpryskami podłogi. Przeczekali w ukryciu jeszcze chwilę. Pierwszy głos zabrał przewodnik:
-To jak, skończyłeś? Możemy iść?
                Wyga nie odpowiedział, zamiast tego zabrał z baru butelkę, otworzył, i wbrew tym, co pomyśleli sobie przewodnik i łowca, począł oblewać całe wnętrze baru. Cenny alkohol wylądował na ścianach, na barowych krzesłach, za kontuarem, nawet na jego ukochanej szafie grającej, która ledwo już zipała, ale wciąż nadawała jego ulubione kawałki. Nawet nie próbowali go zatrzymać. Jeśli zdecydował, że tak to ma wyglądać, to proszę bardzo.
                Wyga wystąpił z budynku i wrzucił płonącego peta na próg. Płomienie szybko rozeszły się po całym dobytku, grzebiąc za ścianą ognia i dymu większość jego wspomnień związanych z tym miejscem. Od momentu, w którym pomagał ojcu jako ledwo odrosły od ziemi brzdąc, do dzisiejszego dnia, ostatniego wieczoru i ostatniej kropli alkoholu, na jaką sobie pozwolił.
-Teraz- Odezwał się, gdy ogień ogarnął już każdy skrawek drewnianej strzechy.- Teraz możemy iść.

Więc poszli.

***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz