piątek, 7 lutego 2014

"Bunkier nr 24": Rozdział 6




Rozdział 6
PERCEPCJA
            Sala Spotkań wrzała od natłoku głosów i okrzyków. Zawsze bywało tutaj dość głośno, ale dziś większa część mieszkańców zebrała się w innym celu niż odpoczynek. Nie było słychać śmiechu, cichych rozmów między sąsiadami, podzwaniania talerzy. Stoły, przy których ludność kompleksu zasiadała każdego rana do posiłku, były teraz poustawiane pod ścianami, a z masywniejszych zbudowano prowizoryczny podest. Miejsce odpoczynku dla wycieńczonych szarą codziennością ludzi, przypominało teraz średniowieczny plac egzekucji. Lampa jarzeniowa na suficie pulsowała bladym światłem, doprowadzając do rozdrażnienia i powodując ból oczu.  
            Na podest wszedł Generał. Przystrzyżony, ogolony, w dobrze dopasowanym, czystym mundurze, ale ze smutkiem w oczach. Gawiedź ucichła, gdy podniósł dłoń. Dopiero, gdy dało się słyszeć brzęczenie jarzeniówki na suficie, przemówił.
            -Miło mi was powitać, moi drodzy. Pragnę od razu przeprosić za utrudnienia i niegodności, ale zebrałem was tutaj, ponieważ sprawa jest poważna. Dwa dni temu, podczas pełnienia służby, wartownicy odkryli coś… nieprzyjemnego.- Skinął dwójce wojskowych, którzy wnieśli na podest brezentowy worek. Rozsunęli go i otworzyli, ukazując sztywne cielsko mutanta, z martwymi ślepiami wpatrzonymi w tłum. Wśród gawiedzi rozległ się okrzyk zdumienia i zniesmaczenia, płacz dziecka.
            -Spokojnie, jest martwy!- Generał znów zabrał głos.- Obróćcie mu łeb.- zakomenderował wojskowym, gdy zobaczył, że osoby najbliżej ciała, napotykając wzrok potwora, osuwają się na ziemię. Spróbował przekrzyczeć poruszony tłum- Jak sami widzicie, jego przerażające zdolności psioniczne w pewnym stopniu działają nawet po śmierci! Nasz wybitny uczony- spojrzał na Druida, stojącego blisko podestu. Naukowiec unikał jego wzroku.- Pracuje bez wytchnienia nad odkryciem całej natury tego monstrum. Widziano już inne podobne jemu stwory w pobliżu naszego kompleksu! Dlatego właśnie od dnia dzisiejszego…- Urwał w pół zdania, chcąc przyciągnąć większą uwagę, i uniósł dłoń, oczekując na uspokojenie się zbiorowiska. W tym czasie dwójka facetów w mundurach zabrała truchło. W Sali Spotkań uspokoiło się, więc Generał podjął temat. –Dlatego właśnie, od dnia dzisiejszego, wychodzenie z kompleksu lub wchodzenie na poziomy przy powierzchni jest surowo wzbronione! Dwie godziny przed momentem zgaszenia lamp obowiązuje godzina policyjna! Jakikolwiek handel czy usługi na terenie kompleksu bez stosownej przepustki i zezwolenia będą karane konfiskatą dóbr materialnych i karą grzywny! Osoby, które są świadkami dziwnych zachowań swoich sąsiadów, czy łamania przez nich wspomnianych zasad, są zobowiązane poinformować o tym władze!
            W miarę jak mówił, zszokowany najpierw tłum zamieniał się w rozwścieczoną grupę, która protestowała przeciw każdemu dekretowi, domagając się sprawiedliwości.
            -CISZAAA!!!- Mówca wrzasnął w próbie przebicia się przez mur krytyki i okrzyków oburzenia. –Rozumiem was doskonale, jesteście niezadowoleni z zaistniałej sytuacji. Ale zrozumcie, że to, co robię, robię wyłącznie dla waszego dobra i bezpieczeństwa naszego domu.
-Czcza paplanina!- zakrzyknął ktoś z tłum, którego nie przekonywały obietnice rządzącego.
- Do diabła z takim rządem!- Ktoś z przeciwległego kąta dołączył się do krytyki.
-Ludzie! Chcecie drugiej komuny?!
- Może jeszcze niech nas wszystkich aresztują, do cholery! Tak na wszelki wypadek?!
Zebrani stracili cierpliwość do końca. Wśród protestujących podniósł się niewyobrażalny gwar. Kilka osób opuściło salę, nie zamierzając brać w tym udziału, ale na ich miejsce pojawili się nowi, zaintrygowani hałasem w pomieszczeniu, ostatecznie wspierając tą swoistą  siłę oporu.
            Powietrze przeszył huk strzału, roznosząc się po pomieszczeniu i dotkliwie atakując uszy. Wiele protestantów padło na podłogę w obawie o życie. Strzał był jednak jedynie ostrzegawczy. Kiedy napięcie opadło, wzrok zebranych powrócił na podest, gdzie Generał opuszczał lufę Kałacha i oddawał broń przybocznemu. Z dziury w suficie posypała się strużka tynku.
-Przykro mi, że stawiacie mnie w takim świetle. Nie dajecie mi jednak wyboru. To tylko dla waszego dobra. Tak, dla… dobra. Panowie- tu zwrócił się do  zbrojnych w sali- proszę wyprowadzić zebranych i dopilnować, żeby każdy dotarł bezpiecznie do swojego pomieszczenia mieszkalnego.
Zszedł ze sceny, dając tym znak, że zakończył to swoiste zebranie. Wojskowi ruszyli do tłumu, kierując  go w stronę wyjścia i zachęcając mocnymi ciosami co bardziej opornych. Doszło do kilku przepychanek, kiedy rośli i agresywni mężczyźni nie zamierzali dać się odprowadzić do pokoi.
-Nie jesteśmy pieprzonym bydłem! Za kogo się uważacie?! Nie boję się waszych śmiesznych pukawek, o, tu możecie mi je włożyć- Masywny jegomość z rudym zarostem i łysą głową odwrócił się i wypiął, pokazując idealne według niego miejsce. Jeden z żołnierzy kopnął go boleśnie, na co reszta tylko czekała, rzucając się do ataku.
Wśród całego zamieszania nikt nie zwracał uwagi na samotnego człowieka w tłustym kitlu, spokojnie kierującego się do wyjścia. Druid chciał po prostu stąd zniknąć, zasiąść w zaciszu swojego laboratorium i w spokoju pomyśleć. Marzenia zniszczyło mu ramię, które chwyciło go mocno i wyciągnęło z tłumu ludzi zmierzających na zewnątrz. Generał zmierzył go swoim surowym spojrzeniem. Zaniepokojony naukowiec dostrzegł błysk gniewnego podniecenia w oku swojego przywódcy.
-Dostaniesz moich najlepszych ludzi. Chcę, żebyś wyszedł tam na powierzchnię i dorwał jednego z tych- wskazał na czarny worek wciąż znajdujący się w Sali.
-Mamy już jeden organizm, nie widzę potrzeby
-Zapomnij o tej zgniliźnie, chcę świeżego! Świeże mięśnie, świeży mózg, układ krwionośny! Najlepiej złapcie żywego, albo zdychającego. Dostaniesz tyle ludzi pod bronią, ile zażądasz. Masz pełne prawo do działania  o każdej porze dnia.
-Nie zamierzam poświęcać życia tych ludzi, i swojego, dla możliwości zbadania tego monstrum.
-Czy ty nic nie rozumiesz? Pomyśl jaka to szansa, nieznany okaz, niespotykane wcześniej właściwości psioniczne, wiesz ile możemy dostać za mózg tego czegoś?! Może uda się wypracować antidotum, szczepionkę an jego hipnotyczny wpływ! Czy nie zastanawiały cię te możliwości?
-Tak, oczywiście, że tak, ale… nie za tą cenę. Nie za cenę ludzkich istnień.
-I rozumiem, że nie dasz się w żaden sposób przekonać?
-Niestety.
Twarz Generała spurpurowiała. Na skroni nabrzmiały mu żyły.
-W porządku- wydawał się niewzruszony odmową.- Skoro tak stawiasz sprawę. Przywołał gestem dwójkę „zaganiaczy”.
-Odprowadźcie pana do jego laboratorium i dopilnujcie, żeby go nie opuszczał.
Poprzez rozstępujący się tłum Druid zdążył się jeszcze obrócić do przywódcy kompleksu, i zdawało mu się, że na twarz Generała wypłynął zdradziecki uśmiech.

***
            Zaraz się tu ugotujemy albo coś nas zeżre. Albo jedno i drugie.
Bajarza przez całą ich „wędrówkę” dręczyły pesymistyczne myśli. Od dobrych trzech godzin wlekli się przed siebie w niewiadomym celu. Stalker „Siwy”, który im przewodził, nie był skory do wyjaśnień gdzie się kierują i po co. Młody wartownik podejrzewał, że lata samotności i bezczynności negatywnie wpłynęły na psychikę jego dawnego mentora, i najzwyczajniej w świecie poprzewracało mu się w głowie. Odpowiedź miała przyjść niedługo.
Stalker zatrzymał się nagle. Podążający za nim Bajarz i Borys zrobili to samo. Siwy odsunął kaptur z głowy, przysłuchując się w skupieniu, i próbując coś wypatrzeć. Obrócił się do dwójki za plecami.
-Teraz spokojnie, gęsiego za mną. Słuchacie i robicie dokładnie to, co powiem. Jeśli… coś mi się stanie, spieprzacie ile sił, nie zgrywacie bohaterów, nie ratujecie mnie, nie oglądacie się za siebie. Wszystko jasne?
Wartownicy pokiwali głową, poważnie roztrzęsieni.
-Cudnie. W drogę. Maski włóż!
Przeszli jeszcze kawałek, póki ich oczom nie ukazała się rozłożysta dolina, która ciągnęła się aż poza widnokrąg, kształtem przypominając miskę, lub płytki krater po uderzeniu niezwykłych rozmiarów ciała.
Wewnątrz doliny toczyło się swoiste życie. Z góry wędrowcy dostrzegli bezlistne, czarne drzewa i krzewy, gdzieś obok spoczywał wrak ciężarówki ,rdzewiejąc, osadzony na boku, w innym miejscu zdawało się, że dostrzegli przez chwilę małe ciemne punkty, zapewne grupę drapieżników, sunącą przez równinę. Mimo szczerych nadziei Bajarza, ruszyli właśnie w tę stronę.
Dość sprawnie i szybko dotarli na miejsce. Siwy znów przystanął, nasłuchując. W okolicy nie było widać nic specjalnego, miejsce te obrastały liczne krzewy o powykręcanych gałęziach i  suchych, żółtawych liściach. Stalker wyciągnął dozymetr, który odezwał się miarowy ostrzegawczym terkotem, ale przewodnik zdawał sobie z tego faktu nic nie robić. Schował urządzenie i powiedział chrapliwym głosem:
-Pierwsza, najważniejsza zasada Strefy. Przeżyć. Nie ma żadnej konkretnej taktyki czy metody- szukasz osłony i ładujesz we wroga, licząc na to, że trafisz. Strzelaliście już do kogoś?
Dwójka „uczniów” popatrzyła niepewnie po sobie.
-Cóż… kiedyś trzeba będzie zacząć, prawda?
Obsunął maskę odsłaniając usta, przyłożył palce i zagwizdał donośnie. Z kępy krzaków obok wyskoczyła sfora psów, podnosząc wściekły ryk, i ujadając, rzucili się do biegu stronę potencjalnej pogwizdującej zdobyczy i dwóch dodatkowych kęsów.
-Przygotować się!- zakrzyknął stary.
„Tak, ten człowiek jednak zwariował”, podsumował w myślach Bajarz, zerkając przez szczerbinkę automatu na nieubłaganie zbliżające się wściekłe pyski.
           
            -Wstawać, już! Na ziemię, PIĘĆDZIESIĄT POMPEK!!!
Zaczynali powoli nienawidzić tego człowieka. Ledwie trzy, może cztery godziny temu dowlekli się do pryczy, przeklinając całą rodzinę stalkera do trzech pokoleń wstecz, a teraz ten budzi ich jeszcze wcześniej i nie daje nawet sekundy na rozruszanie rwących mięśni.
Po porannej musztrze przychodziła pora śniadania. Posiłki były zdecydowanie najlepszą porą dnia. Stary stalker katował ich do nieprzytomności, ale karmił nieźle. Prawdziwą zagadką pozostawało, skąd miał tyle żarcia, żeby być w stanie wykarmić siebie i niespodziewanych gości. Na stole często leżał twardy, ale zjadliwy chleb, hermetyczne konserwy mięsne i rybne, czasem nawet puszkowane warzywa albo mała porcja mięsa. Do tego dość czysta woda. Gdy Borys odmówił kiedyś napoju i sięgnął po piersiówkę ze swoją „wodą ognistą”,została mu bez pardonu wytrącona z rąk i opróżniona, a sam „smakosz” zdzielony przez łeb silną dłonią starego. „Nie toleruje alkoholu”, zanotowali w pamięci oboje.
Z kolei noce były najgorsze. Jednego razu Bajarz zbudził się około północy, dręczony koszmarem. Śniąc podświadomie czuł, że oprócz gospodarza i chrapiącego w pobliżu Borysa w bunkrze znajduje się ktoś jeszcze. I faktycznie, siedząc jakiś czas na pryczy i wsłuchując się w nocne odgłosy wartownik dosłyszał skrzypienie, powolne i miarowe, jakby ktoś wchodził po schodach. Przez uchylone drzwi do ich sypialni zobaczył długi cień na ścianie, zniekształcony światłem z lampy naftowej na stoliku. Przerażony Bajarz sięgnął pod poduszkę i chwycił za WANAD-a, o czym wstał i wyszedł powoli z pokoju. Minął futrynę i wycelował w stronę schodów. Pusto. Zerknął na cień, którego nie było. Roztrzęsiony postał jeszcze chwilę, nasłuchując, i wrócił na posłanie. Po tym zdarzeniu jeszcze parę razy widywał tych „nieproszonych gości”, zbudzony ze snu.
            Tak minęły im, jeśli dobrze policzyli, niecałe dwa tygodnie. Nie mogli sobie pozwolić na dłuższe zwlekanie. W ciągu tego czasu dostali niezły wycisk i nauczyli się wiele tajnik sztuki stalkerskiej. Bajarz poznał i opanował wiele przydatnych technik działania z bronią palną, z kolei Borys opanował do perfekcji posługiwanie się nożem i metody obezwładniania rozbrojonego przeciwnika. Rozwinęli wytrzymałość i siłę fizyczną dzięki morderczym „spacerom” w Zonie i całodniowym treningom. Poznali zgubne działanie anomalii, gdy Siwy pokazał im zmiażdżone i połamane ciała, zwęglone szkielety, a także czerwone plamy, które pozostały po nieostrożnych poszukiwaczach artefaktów. Nauczyli się wykrywać te niebezpieczne zjawiska starą dobra metodą- muterkami, którymi rzucało się w potencjalnie niebezpieczne miejsca i śledziło ich tor lotu i zachowanie. Podczas tych kilkunastu dni oboje nabrali wielkiego szacunku do tego samotnego, tajemniczego człowieka, gorliwego chrześcijanina, który każdy wieczór spędzał na modlitwie. Poznali w nim dobrego, choć surowego nauczyciela, utalentowanego gitarzystę, który wyprawiał cuda ze swoim starym instrumentem, pozwalając im wyruszyć w wyobraźni daleko poza ściany ciasnego bunkra i poznać niezwykłe historie ludzi ze Strefy. Ale przede wszystkim poznali w nim dobrego, szlachetnego i odważnego człowieka, który niejedno potrafił i z niejednym się zmierzył.
Gdy ostatniego wieczoru przygotowywali się do wymarszu, Siwy przyszedł do Bajarza. Borys w innej części kompleksu zajęty był oglądaniem taktycznego noża- prezentu od starego nauczyciela.
-Jak tam zapasy? Myślisz, że wam wystarczy?
-O, nie zauważyłem cię. Tak, na pewno, nie śmiałbym prosić o więcej. Poradzimy sobie.
-Dobrze.
-Dziękuje za wiedzę, którą się z nami podzieliłeś. I za broń- zerknął na podarowany od Siwego solidny Kałach, odrobinę zmodyfikowany, z optycznym celownikiem, stabilniejszą kolbą i kilkoma pomniejszymi poprawkami.
-Nic to. Cieszę się, że mogłem wam pomóc.
Popatrzył młodemu mężczyźnie w oczy. Postanowił mówić bez ogródek.
-Posłuchaj… wiem o twoim darze.
-Słucham?
- Nie zdajesz sobie z tego sprawy, tak. Tego się spodziewałem.
-Nie wiem o czym mowa…
Stary ujął Bajarza za ramiona.
-Piotrze… znam cię, gdy ledwie odrastałeś od podłogi- Stalker uśmiechnął się od wspomnień- Pamiętasz, gdy wtedy pojawiłem się w waszej „Dwudziestce Czwórce”? Byłem jeszcze młokosem, żądnym przygód, bez żadnych planów, bez wiedzy. Ale jednego zdołałem się wtedy dowiedzieć. Zobaczyłem w tobie, w tym chudym niepozornym dzieciaku coś… niecodziennego, trochę niepokojącego. Poznałem to, bo widziałem to już u siebie, u mojego brata i ojca. Do dziś ciężko mi to nazwać, uwarunkowanie genetyczne, skutek mutacji… czy dar od Boga. Czy nie natrafiłeś podczas swojej drogi na dziwne zjawiska, nie widziałeś niezwykłych rzeczy, których twój kompan nie zauważył?
Bajarz przywołał w głowie obrazy minionych dni z początku podróży. Ciężarówka odjeżdżające spod kompleksu, wizja podczas kontaktu z „pacjentem”, a teraz niewidzialny „lokator” domu Siwego.
-Tak… tak, widywałem dziwne… rzeczy.
- A czy wiesz dlaczego?
Zaprzeczył.
-Zostałeś obdarzonym tym niezwykłym darem, który również przypadł i mnie. Niewielu go ma, czasem przenosi się wraz z genami od przodków, innym razem pojawia samoistnie. Nazywamy to „percepcją”, „zdolnością widzenia”, jest na to wiele określeń. Jesteś jednym z tych, u których uaktywniła się ta zdolność. Mogło to stać się poprzez traumatyczne przeżycie, pamiętasz takie?
Bajarzowi momentalnie zrobiło się ciężko na sercu, gdy przypomniał sobie matkę. „Nie myśl o tym”, zmusił się.
-Zostawmy teraz te złe wspomnienia. Ważne jest, że posiadasz te niezwykłą zdolność. Mam nadzieję, że nauczysz się z niej korzystać, bowiem ja nie mogę cię w tym wyszkolić. Zrozumiesz z czasem. I pamiętaj- obserwuj Zonę. Szanuj Ją. Jeśli okażesz szacunek, i będziesz czujny, trafisz do celu.

            Wyruszyli następnego dnia rano. Gęsta mgła osiadła na pagórku, niemalże uniemożliwiając dostrzeżenie własnego nosa. Spakowali wcześniej otrzymany prowiant, przygotowali broń. Wymienili ostatnie słowa z Siwym, po czym po prostu odwrócili się i odeszli, pewny siebie i gotowy na wszystko Borys i wątpiący, wspominający wczorajsze wydarzenia Bajarz. Pozwolili mgle pochłonąć bunkier z tajemniczym mężczyzną za plecami. Szli raźnym krokiem we mgle, nie obracając się. Po stalkersku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz