Rozdział
6
PERCEPCJA
Sala
Spotkań wrzała od natłoku głosów i okrzyków. Zawsze bywało tutaj dość głośno,
ale dziś większa część mieszkańców zebrała się w innym celu niż odpoczynek. Nie
było słychać śmiechu, cichych rozmów między sąsiadami, podzwaniania talerzy.
Stoły, przy których ludność kompleksu zasiadała każdego rana do posiłku, były
teraz poustawiane pod ścianami, a z masywniejszych zbudowano prowizoryczny
podest. Miejsce odpoczynku dla wycieńczonych szarą codziennością ludzi,
przypominało teraz średniowieczny plac egzekucji. Lampa jarzeniowa na suficie
pulsowała bladym światłem, doprowadzając do rozdrażnienia i powodując ból oczu.
Na podest wszedł Generał.
Przystrzyżony, ogolony, w dobrze dopasowanym, czystym mundurze, ale ze smutkiem
w oczach. Gawiedź ucichła, gdy podniósł dłoń. Dopiero, gdy dało się słyszeć
brzęczenie jarzeniówki na suficie, przemówił.
-Miło
mi was powitać, moi drodzy. Pragnę od razu przeprosić za utrudnienia i
niegodności, ale zebrałem was tutaj, ponieważ sprawa jest poważna. Dwa dni
temu, podczas pełnienia służby, wartownicy odkryli coś… nieprzyjemnego.-
Skinął dwójce wojskowych, którzy wnieśli na podest brezentowy worek. Rozsunęli
go i otworzyli, ukazując sztywne cielsko mutanta, z martwymi ślepiami
wpatrzonymi w tłum. Wśród gawiedzi rozległ się okrzyk zdumienia i
zniesmaczenia, płacz dziecka.
-Spokojnie,
jest martwy!- Generał znów zabrał głos.- Obróćcie mu łeb.- zakomenderował
wojskowym, gdy zobaczył, że osoby najbliżej ciała, napotykając wzrok potwora,
osuwają się na ziemię. Spróbował przekrzyczeć poruszony tłum- Jak sami widzicie, jego przerażające
zdolności psioniczne w pewnym stopniu działają nawet po śmierci! Nasz wybitny
uczony- spojrzał na Druida, stojącego blisko podestu. Naukowiec unikał jego
wzroku.- Pracuje bez wytchnienia nad
odkryciem całej natury tego monstrum. Widziano już inne podobne jemu stwory w
pobliżu naszego kompleksu! Dlatego właśnie od dnia dzisiejszego…- Urwał w
pół zdania, chcąc przyciągnąć większą uwagę, i uniósł dłoń, oczekując na
uspokojenie się zbiorowiska. W tym czasie dwójka facetów w mundurach zabrała
truchło. W Sali Spotkań uspokoiło się, więc Generał podjął temat. –Dlatego właśnie, od dnia dzisiejszego,
wychodzenie z kompleksu lub wchodzenie na poziomy przy powierzchni jest surowo
wzbronione! Dwie godziny przed momentem zgaszenia lamp obowiązuje godzina
policyjna! Jakikolwiek handel czy usługi na terenie kompleksu bez stosownej
przepustki i zezwolenia będą karane konfiskatą dóbr materialnych i karą
grzywny! Osoby, które są świadkami dziwnych zachowań swoich sąsiadów, czy
łamania przez nich wspomnianych zasad, są zobowiązane poinformować o tym
władze!
W miarę jak mówił, zszokowany
najpierw tłum zamieniał się w rozwścieczoną grupę, która protestowała przeciw
każdemu dekretowi, domagając się sprawiedliwości.
-CISZAAA!!!-
Mówca wrzasnął w próbie przebicia się przez mur krytyki i okrzyków oburzenia.
–Rozumiem was doskonale, jesteście niezadowoleni z zaistniałej sytuacji. Ale
zrozumcie, że to, co robię, robię wyłącznie dla waszego dobra i bezpieczeństwa
naszego domu.
-Czcza paplanina!-
zakrzyknął ktoś z tłum, którego nie przekonywały obietnice rządzącego.
- Do diabła z takim rządem!- Ktoś z przeciwległego kąta dołączył się do krytyki.
-Ludzie! Chcecie drugiej komuny?!
- Może jeszcze niech nas wszystkich aresztują, do cholery!
Tak na wszelki wypadek?!
Zebrani
stracili cierpliwość do końca. Wśród protestujących podniósł się niewyobrażalny
gwar. Kilka osób opuściło salę, nie zamierzając brać w tym udziału, ale na ich
miejsce pojawili się nowi, zaintrygowani hałasem w pomieszczeniu, ostatecznie
wspierając tą swoistą siłę oporu.
Powietrze przeszył huk strzału,
roznosząc się po pomieszczeniu i dotkliwie atakując uszy. Wiele protestantów
padło na podłogę w obawie o życie. Strzał był jednak jedynie ostrzegawczy. Kiedy
napięcie opadło, wzrok zebranych powrócił na podest, gdzie Generał opuszczał
lufę Kałacha i oddawał broń przybocznemu. Z dziury w suficie posypała się
strużka tynku.
-Przykro mi, że stawiacie mnie w takim
świetle. Nie dajecie mi jednak wyboru. To tylko dla waszego dobra. Tak, dla…
dobra. Panowie- tu zwrócił się do
zbrojnych w sali- proszę
wyprowadzić zebranych i dopilnować, żeby każdy dotarł bezpiecznie do swojego
pomieszczenia mieszkalnego.
Zszedł
ze sceny, dając tym znak, że zakończył to swoiste zebranie. Wojskowi ruszyli do
tłumu, kierując go w stronę wyjścia i
zachęcając mocnymi ciosami co bardziej opornych. Doszło do kilku przepychanek,
kiedy rośli i agresywni mężczyźni nie zamierzali dać się odprowadzić do pokoi.
-Nie
jesteśmy pieprzonym bydłem! Za kogo się uważacie?! Nie boję się waszych
śmiesznych pukawek, o, tu możecie mi je włożyć- Masywny jegomość z rudym
zarostem i łysą głową odwrócił się i wypiął, pokazując idealne według niego
miejsce. Jeden z żołnierzy kopnął go boleśnie, na co reszta tylko czekała,
rzucając się do ataku.
Wśród
całego zamieszania nikt nie zwracał uwagi na samotnego człowieka w tłustym
kitlu, spokojnie kierującego się do wyjścia. Druid chciał po prostu stąd
zniknąć, zasiąść w zaciszu swojego laboratorium i w spokoju pomyśleć. Marzenia
zniszczyło mu ramię, które chwyciło go mocno i wyciągnęło z tłumu ludzi
zmierzających na zewnątrz. Generał zmierzył go swoim surowym spojrzeniem.
Zaniepokojony naukowiec dostrzegł błysk gniewnego podniecenia w oku swojego
przywódcy.
-Dostaniesz moich najlepszych ludzi. Chcę,
żebyś wyszedł tam na powierzchnię i dorwał jednego z tych- wskazał na
czarny worek wciąż znajdujący się w Sali.
-Mamy już jeden organizm, nie widzę potrzeby…
-Zapomnij o tej zgniliźnie, chcę świeżego!
Świeże mięśnie, świeży mózg, układ krwionośny! Najlepiej złapcie żywego, albo
zdychającego. Dostaniesz tyle ludzi pod bronią, ile zażądasz. Masz pełne prawo
do działania o każdej porze dnia.
-Nie zamierzam poświęcać życia tych ludzi, i
swojego, dla możliwości zbadania tego monstrum.
-Czy ty nic nie rozumiesz? Pomyśl jaka to
szansa, nieznany okaz, niespotykane wcześniej właściwości psioniczne, wiesz ile
możemy dostać za mózg tego czegoś?! Może uda się wypracować antidotum,
szczepionkę an jego hipnotyczny wpływ! Czy nie zastanawiały cię te możliwości?
-Tak, oczywiście, że tak, ale… nie za tą
cenę. Nie za cenę ludzkich istnień.
-I rozumiem, że nie dasz się w żaden sposób
przekonać?
-Niestety.
Twarz
Generała spurpurowiała. Na skroni nabrzmiały mu żyły.
-W porządku- wydawał się niewzruszony
odmową.- Skoro tak stawiasz sprawę.
Przywołał gestem dwójkę „zaganiaczy”.
-Odprowadźcie pana do jego laboratorium i
dopilnujcie, żeby go nie opuszczał.
Poprzez
rozstępujący się tłum Druid zdążył się jeszcze obrócić do przywódcy kompleksu,
i zdawało mu się, że na twarz Generała wypłynął zdradziecki uśmiech.
***
Zaraz
się tu ugotujemy albo coś nas zeżre. Albo jedno i drugie.
Bajarza
przez całą ich „wędrówkę” dręczyły pesymistyczne myśli. Od dobrych trzech
godzin wlekli się przed siebie w niewiadomym celu. Stalker „Siwy”, który im
przewodził, nie był skory do wyjaśnień gdzie się kierują i po co. Młody
wartownik podejrzewał, że lata samotności i bezczynności negatywnie wpłynęły na
psychikę jego dawnego mentora, i najzwyczajniej w świecie poprzewracało mu się
w głowie. Odpowiedź miała przyjść niedługo.
Stalker
zatrzymał się nagle. Podążający za nim Bajarz i Borys zrobili to samo. Siwy
odsunął kaptur z głowy, przysłuchując się w skupieniu, i próbując coś
wypatrzeć. Obrócił się do dwójki za plecami.
-Teraz spokojnie, gęsiego za mną. Słuchacie i
robicie dokładnie to, co powiem. Jeśli… coś mi się stanie, spieprzacie ile sił,
nie zgrywacie bohaterów, nie ratujecie mnie, nie oglądacie się za siebie.
Wszystko jasne?
Wartownicy
pokiwali głową, poważnie roztrzęsieni.
-Cudnie. W drogę. Maski włóż!
Przeszli
jeszcze kawałek, póki ich oczom nie ukazała się rozłożysta dolina, która
ciągnęła się aż poza widnokrąg, kształtem przypominając miskę, lub płytki
krater po uderzeniu niezwykłych rozmiarów ciała.
Wewnątrz
doliny toczyło się swoiste życie. Z góry wędrowcy dostrzegli bezlistne, czarne
drzewa i krzewy, gdzieś obok spoczywał wrak ciężarówki ,rdzewiejąc, osadzony na
boku, w innym miejscu zdawało się, że dostrzegli przez chwilę małe ciemne
punkty, zapewne grupę drapieżników, sunącą przez równinę. Mimo szczerych
nadziei Bajarza, ruszyli właśnie w tę stronę.
Dość
sprawnie i szybko dotarli na miejsce. Siwy znów przystanął, nasłuchując. W
okolicy nie było widać nic specjalnego, miejsce te obrastały liczne krzewy o
powykręcanych gałęziach i suchych,
żółtawych liściach. Stalker wyciągnął dozymetr, który odezwał się miarowy
ostrzegawczym terkotem, ale przewodnik zdawał sobie z tego faktu nic nie robić.
Schował urządzenie i powiedział chrapliwym głosem:
-Pierwsza, najważniejsza zasada Strefy.
Przeżyć. Nie ma żadnej konkretnej taktyki czy metody- szukasz osłony i ładujesz
we wroga, licząc na to, że trafisz. Strzelaliście już do kogoś?
Dwójka
„uczniów” popatrzyła niepewnie po sobie.
-Cóż… kiedyś trzeba będzie zacząć, prawda?
Obsunął
maskę odsłaniając usta, przyłożył palce i zagwizdał donośnie. Z kępy krzaków
obok wyskoczyła sfora psów, podnosząc wściekły ryk, i ujadając, rzucili się do
biegu stronę potencjalnej pogwizdującej zdobyczy i dwóch dodatkowych kęsów.
-Przygotować się!- zakrzyknął stary.
„Tak, ten człowiek jednak zwariował”, podsumował w myślach Bajarz, zerkając przez szczerbinkę
automatu na nieubłaganie zbliżające się wściekłe pyski.
-Wstawać,
już! Na ziemię, PIĘĆDZIESIĄT POMPEK!!!
Zaczynali
powoli nienawidzić tego człowieka. Ledwie trzy, może cztery godziny temu
dowlekli się do pryczy, przeklinając całą rodzinę stalkera do trzech pokoleń
wstecz, a teraz ten budzi ich jeszcze wcześniej i nie daje nawet sekundy na
rozruszanie rwących mięśni.
Po
porannej musztrze przychodziła pora śniadania. Posiłki były zdecydowanie
najlepszą porą dnia. Stary stalker katował ich do nieprzytomności, ale karmił
nieźle. Prawdziwą zagadką pozostawało, skąd miał tyle żarcia, żeby być w stanie
wykarmić siebie i niespodziewanych gości. Na stole często leżał twardy, ale
zjadliwy chleb, hermetyczne konserwy mięsne i rybne, czasem nawet puszkowane
warzywa albo mała porcja mięsa. Do tego dość czysta woda. Gdy Borys odmówił
kiedyś napoju i sięgnął po piersiówkę ze swoją „wodą ognistą”,została mu bez
pardonu wytrącona z rąk i opróżniona, a sam „smakosz” zdzielony przez łeb silną
dłonią starego. „Nie toleruje alkoholu”, zanotowali w pamięci oboje.
Z
kolei noce były najgorsze. Jednego razu Bajarz zbudził się około północy,
dręczony koszmarem. Śniąc podświadomie czuł, że oprócz gospodarza i chrapiącego
w pobliżu Borysa w bunkrze znajduje się ktoś jeszcze. I faktycznie, siedząc jakiś
czas na pryczy i wsłuchując się w nocne odgłosy wartownik dosłyszał
skrzypienie, powolne i miarowe, jakby ktoś wchodził po schodach. Przez uchylone
drzwi do ich sypialni zobaczył długi cień na ścianie, zniekształcony światłem z
lampy naftowej na stoliku. Przerażony Bajarz sięgnął pod poduszkę i chwycił za
WANAD-a, o czym wstał i wyszedł powoli z pokoju. Minął futrynę i wycelował w stronę
schodów. Pusto. Zerknął na cień, którego nie było. Roztrzęsiony postał jeszcze
chwilę, nasłuchując, i wrócił na posłanie. Po tym zdarzeniu jeszcze parę razy
widywał tych „nieproszonych gości”, zbudzony ze snu.
Tak minęły im, jeśli dobrze
policzyli, niecałe dwa tygodnie. Nie mogli sobie pozwolić na dłuższe zwlekanie.
W ciągu tego czasu dostali niezły wycisk i nauczyli się wiele tajnik sztuki
stalkerskiej. Bajarz poznał i opanował wiele przydatnych technik działania z
bronią palną, z kolei Borys opanował do perfekcji posługiwanie się nożem i
metody obezwładniania rozbrojonego przeciwnika. Rozwinęli wytrzymałość i siłę
fizyczną dzięki morderczym „spacerom” w Zonie i całodniowym treningom. Poznali
zgubne działanie anomalii, gdy Siwy pokazał im zmiażdżone i połamane ciała, zwęglone
szkielety, a także czerwone plamy, które pozostały po nieostrożnych
poszukiwaczach artefaktów. Nauczyli się wykrywać te niebezpieczne zjawiska
starą dobra metodą- muterkami, którymi rzucało się w potencjalnie niebezpieczne
miejsca i śledziło ich tor lotu i zachowanie. Podczas tych kilkunastu dni oboje
nabrali wielkiego szacunku do tego samotnego, tajemniczego człowieka, gorliwego
chrześcijanina, który każdy wieczór spędzał na modlitwie. Poznali w nim
dobrego, choć surowego nauczyciela, utalentowanego gitarzystę, który wyprawiał
cuda ze swoim starym instrumentem, pozwalając im wyruszyć w wyobraźni daleko
poza ściany ciasnego bunkra i poznać niezwykłe historie ludzi ze Strefy. Ale
przede wszystkim poznali w nim dobrego, szlachetnego i odważnego człowieka,
który niejedno potrafił i z niejednym się zmierzył.
Gdy
ostatniego wieczoru przygotowywali się do wymarszu, Siwy przyszedł do Bajarza.
Borys w innej części kompleksu zajęty był oglądaniem taktycznego noża- prezentu
od starego nauczyciela.
-Jak tam zapasy? Myślisz, że wam wystarczy?
-O, nie zauważyłem cię. Tak, na pewno, nie śmiałbym prosić o
więcej. Poradzimy sobie.
-Dobrze.
-Dziękuje za wiedzę, którą się z nami podzieliłeś. I za
broń- zerknął na podarowany od Siwego solidny
Kałach, odrobinę zmodyfikowany, z optycznym celownikiem, stabilniejszą kolbą i
kilkoma pomniejszymi poprawkami.
-Nic to. Cieszę się, że mogłem wam pomóc.
Popatrzył
młodemu mężczyźnie w oczy. Postanowił mówić bez ogródek.
-Posłuchaj… wiem o twoim darze.
-Słucham?
- Nie zdajesz sobie z tego sprawy, tak. Tego się
spodziewałem.
-Nie wiem o czym mowa…
Stary
ujął Bajarza za ramiona.
-Piotrze… znam cię, gdy ledwie odrastałeś od
podłogi- Stalker uśmiechnął się od wspomnień- Pamiętasz, gdy wtedy pojawiłem się w waszej „Dwudziestce Czwórce”?
Byłem jeszcze młokosem, żądnym przygód, bez żadnych planów, bez wiedzy. Ale
jednego zdołałem się wtedy dowiedzieć. Zobaczyłem w tobie, w tym chudym
niepozornym dzieciaku coś… niecodziennego, trochę niepokojącego. Poznałem to,
bo widziałem to już u siebie, u mojego brata i ojca. Do dziś ciężko mi to
nazwać, uwarunkowanie genetyczne, skutek mutacji… czy dar od Boga. Czy nie
natrafiłeś podczas swojej drogi na dziwne zjawiska, nie widziałeś niezwykłych
rzeczy, których twój kompan nie zauważył?
Bajarz
przywołał w głowie obrazy minionych dni z początku podróży. Ciężarówka
odjeżdżające spod kompleksu, wizja podczas kontaktu z „pacjentem”, a teraz
niewidzialny „lokator” domu Siwego.
-Tak… tak, widywałem dziwne… rzeczy.
-
A czy wiesz dlaczego?
Zaprzeczył.
-Zostałeś obdarzonym tym niezwykłym darem,
który również przypadł i mnie. Niewielu go ma, czasem przenosi się wraz z
genami od przodków, innym razem pojawia samoistnie. Nazywamy to „percepcją”, „zdolnością
widzenia”, jest na to wiele określeń.
Jesteś jednym z tych, u których uaktywniła się ta zdolność. Mogło to stać się
poprzez traumatyczne przeżycie, pamiętasz takie?
Bajarzowi
momentalnie zrobiło się ciężko na sercu, gdy przypomniał sobie matkę. „Nie myśl
o tym”, zmusił się.
-Zostawmy teraz te złe wspomnienia. Ważne
jest, że posiadasz te niezwykłą zdolność. Mam nadzieję, że nauczysz się z niej
korzystać, bowiem ja nie mogę cię w tym wyszkolić. Zrozumiesz z czasem. I
pamiętaj- obserwuj Zonę. Szanuj Ją. Jeśli okażesz szacunek, i będziesz czujny,
trafisz do celu.
Wyruszyli następnego dnia rano.
Gęsta mgła osiadła na pagórku, niemalże uniemożliwiając dostrzeżenie własnego
nosa. Spakowali wcześniej otrzymany prowiant, przygotowali broń. Wymienili
ostatnie słowa z Siwym, po czym po prostu odwrócili się i odeszli, pewny siebie
i gotowy na wszystko Borys i wątpiący, wspominający wczorajsze wydarzenia Bajarz.
Pozwolili mgle pochłonąć bunkier z tajemniczym mężczyzną za plecami. Szli raźnym
krokiem we mgle, nie obracając się. Po stalkersku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz