Rozdział
14
EKSPERYMENT
Ocknął
się, zbudzony jękami dochodzącymi gdzieś z tyłu. Ostrożnie obrócił obolałą
głowę, ale w panującym zewsząd mroku nie dostrzegł nic, choć dźwięki nie
ustawały nadal. Brzmiało to jakby grupa poważnie chorych ludzi, cierpiących,
błagających wręcz o ulgę w bólu.
Usłyszał
przeciągłe skrzypnięcie, wdzierające się do zmęczonej czaszki i tłukące w
środku. Na ten dźwięk jęki szepty momentalnie ucichły jak ucięte nożem. Do sali
ktoś z całą pewnością wszedł. Tupot obutych stóp rozniósł się wokół, ktoś
zakrzątał się przy przeciwległej ścianie. Ciche kliknięcie i wszystko dookoła
rozbłysło w oślepiającym blasku, a Bajarz wrzasnął z bólu, z całej siły
zaciskając powieki. Dobrą minutę zajęło
mu przyzwyczajenie wzroku do agresywnego światła. Blady blask zasłoniła mu
stojącą przed nim postać.
-Obudziłeś się- porywacz
mówił głosem spokojnym i opanowanym, choć lekko drżącym.- Czas najwyższy. Pewnie domyśliłeś się już dawno do czego to zmierza i…
kto za tym stoi. Oczywiście. W innym wypadku nie dotarłbyś aż tutaj.
W miarę, jak człowiek mówił, Bajarz upewniał się co do
swoich przekonań. Jednocześnie wzrok przyzwyczajał się powoli do rażącego
światła.
-Gdybyś nie był
świadom, nie znalazłbyś tego miejsca, i nie postąpił tak głupio, skazując na
śmierć niewinnych ludzi, i swojego najdroższego przyjaciela. Czy nie tak było?
A teraz… zostałeś tylko ty, i JA.
Spośród mlecznobiałej poświaty ku stalkerowi zbliżyła się
dobrze mu znana twarz- pokryta bruzdami twarz, zsiwiałe wąsy, na praktycznie bezwłosej
głowie naciągnięty beret, kołnierz spranego munduru okalający szyję. Generał z
Bunkra nr 24.
-Ty…- Bajarz próbował powiedzieć coś więcej, ale gdy tylko
wydobył z siebie głos, poczuł okropne mdłości, ledwie powstrzymał się od
zwymiotowania wprost pod nogi swego rozmówcy.
-Spokojnie, to nic takiego. Jedynie bardzo mocny środek
uspokajający. Każde podniesienie głosu albo gwałtowne ruchy skończą się dla
twojego organizmu co najmniej nieprzyjemnie, więc radzę niczego nie próbować.
Z tyłu doszedł jego uszu jęk, mrożący
krew w żyłach ,inny niż ten z klatki z tyłu. Jednocześnie coś zatrzeszczało i
na ziemię runęła blaszana podstawka. Po podłodze rozsypały się chirurgiczne przyrządy-
strzykawki, skalpele i wiertła. Jak na rozkaz Generał dopadł do stojącego z
tyłu stołu. Bajarz przez moment dojrzał szamoczącą się osobę, i jak gdyby
poznał w niej kogoś znajomego…
-Już, już…- Generał zdawał się nawiązać kontakt z
leżącą postacią, jednocześnie zaciskał pasy na jej ramionach i nogach.- Uspokój się, bydlaku…- Leżący na stole
jegomość odpowiadał tylko gardłowym jękiem i szamotaniną. Po dłuższej chwili
jakimś sposobem delikwent ucichł, a Generał oparł się o stół i odetchnął ciężko.
-Widzisz…- zaczął znów mówić- Zajmuje się tu
pewnymi… eksperymentami. Robił to już mój ojciec. Kojarzysz nazwisko
Kwiatkowski, czyż nie?
Bajarz wytężył
pamięć. Rzeczywiście… autor dziennika tak się nazywał! Wszystkie fakty zaczynały łączyć się ze sobą.
-Ojciec był ledwie podrostkiem, kiedy
wszystko poszło w diabły. Kilkanaście lat później trafił na to miejsce, o dziwo
ośrodek wraz z aparaturą w dobrym stanie przetrwał wysokie promieniowanie,
niesprzyjające warunki i czas. Doprowadził laboratorium do porządku, a jako że
miał trochę oleju w głowie i wykształcenie w dziedzinie chemii i anatomii,
postanowił dobrze to miejsce wykorzystać. Już kilka lat wcześniej zauważył niezwykły
wpływ tutejszej radiacji na żywe organizmy, zwłaszcza ludzi. W większości
przypadków zetknięcie się z taką dawką powodowało śmierć, ale trafiały się
odosobnione przypadki, które przeżywało… choć ciężko było nazwać to życiem. W
ich mózgach zachodziły nieodwracalne zmiany, których nikt z obecnym brakiem technologii
nie potrafił zbadać i dokumentować. Mój ojciec był jednym z szczęśliwców, którzy
potrafili.
Bajarz nie
miał pojęcia, do czego zmierza podstarzały wojskowy. Zdawał się mówić z pasją,
zaintrygowany, pewny siebie.
-Badając zachowania i prace mózgu
napromieniowanych istot, korzystając ze sporej ilości pozyskanej od nich tkanki
do eksperymentów i zasobów laboratorium, podjął próby wydestylowania środku,
który pozwoliłby utrzymać ich przy życiu, a nawet zamienić zdrowe osobniki w
zarażonych. Niestety z małymi sukcesami. Ojcu udało się mniej więcej
rozgraniczyć składniki, które mogą się okazać niezbędne do preparatu. Po tej
dokumentacji zapiski się urywają, prawdopodobnie jego przepracowany organizm
nie wytrzymał. Wszystkie efekty jego pracy, notatki, próbki, całe dziedzictwo…
spłynęło na syna, który według jego oczekiwań miał najprawdopodobniej dokończyć
jego pracę. Nie zamierzałem zawieść mojego tatusia. I nie zawiodłem.
Ze stołu znów
dało się słyszeć jęk, z początku cichy i szemrzący, z czasem narastał wręcz do
stłumionego wrzasku.
-Mój drogi, przedstawiam ci… Próbę numer
Jeden, znanego również jako Druid z naszego Bunkra.
Jednym płynnym
ruchem Generał rozpiął pasy, wypuszczając człowieka, i natychmiast opuścił
pomieszczenie, zatrzaskując drzwi. Ku Bajarzowi powolnym krokiem ruszył dobrze
mu znany naukowiec, wyciągając ku niemu blade ręce i rzężąc przerażająco.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz