piątek, 2 maja 2014

"Bunkier nr 24": Rozdział 14



Rozdział 14
EKSPERYMENT
            Ocknął się, zbudzony jękami dochodzącymi gdzieś z tyłu. Ostrożnie obrócił obolałą głowę, ale w panującym zewsząd mroku nie dostrzegł nic, choć dźwięki nie ustawały nadal. Brzmiało to jakby grupa poważnie chorych ludzi, cierpiących, błagających wręcz o ulgę w bólu.
            Usłyszał przeciągłe skrzypnięcie, wdzierające się do zmęczonej czaszki i tłukące w środku. Na ten dźwięk jęki szepty momentalnie ucichły jak ucięte nożem. Do sali ktoś z całą pewnością wszedł. Tupot obutych stóp rozniósł się wokół, ktoś zakrzątał się przy przeciwległej ścianie. Ciche kliknięcie i wszystko dookoła rozbłysło w oślepiającym blasku, a Bajarz wrzasnął z bólu, z całej siły zaciskając powieki.  Dobrą minutę zajęło mu przyzwyczajenie wzroku do agresywnego światła. Blady blask zasłoniła mu stojącą przed nim postać.
-Obudziłeś się- porywacz mówił głosem spokojnym i opanowanym, choć lekko drżącym.- Czas najwyższy. Pewnie domyśliłeś się już dawno do czego to zmierza i… kto za tym stoi. Oczywiście. W innym wypadku nie dotarłbyś aż tutaj.
W miarę, jak człowiek mówił, Bajarz upewniał się co do swoich przekonań. Jednocześnie wzrok przyzwyczajał się powoli do rażącego światła.
-Gdybyś nie był świadom, nie znalazłbyś tego miejsca, i nie postąpił tak głupio, skazując na śmierć niewinnych ludzi, i swojego najdroższego przyjaciela. Czy nie tak było? A teraz… zostałeś tylko ty, i JA.
Spośród mlecznobiałej poświaty ku stalkerowi zbliżyła się dobrze mu znana twarz- pokryta bruzdami twarz, zsiwiałe wąsy, na praktycznie bezwłosej głowie naciągnięty beret, kołnierz spranego munduru okalający szyję. Generał z Bunkra nr 24.
-Ty…- Bajarz próbował powiedzieć coś więcej, ale gdy tylko wydobył z siebie głos, poczuł okropne mdłości, ledwie powstrzymał się od zwymiotowania wprost pod nogi swego rozmówcy.
-Spokojnie, to nic takiego. Jedynie bardzo mocny środek uspokajający. Każde podniesienie głosu albo gwałtowne ruchy skończą się dla twojego organizmu co najmniej nieprzyjemnie, więc radzę niczego nie próbować.
            Z tyłu doszedł jego uszu jęk, mrożący krew w żyłach ,inny niż ten z klatki z tyłu. Jednocześnie coś zatrzeszczało i na ziemię runęła blaszana podstawka. Po podłodze rozsypały się chirurgiczne przyrządy- strzykawki, skalpele i wiertła. Jak na rozkaz Generał dopadł do stojącego z tyłu stołu. Bajarz przez moment dojrzał szamoczącą się osobę, i jak gdyby poznał w niej kogoś znajomego…
-Już, już…- Generał zdawał się nawiązać kontakt z leżącą postacią, jednocześnie zaciskał pasy na jej ramionach i nogach.- Uspokój się, bydlaku…- Leżący na stole jegomość odpowiadał tylko gardłowym jękiem i szamotaniną. Po dłuższej chwili jakimś sposobem delikwent ucichł, a Generał oparł się o stół i odetchnął ciężko.
-Widzisz…- zaczął znów mówić- Zajmuje się tu pewnymi… eksperymentami. Robił to już mój ojciec. Kojarzysz nazwisko Kwiatkowski, czyż nie?
Bajarz wytężył pamięć. Rzeczywiście… autor dziennika tak się nazywał!  Wszystkie fakty zaczynały łączyć się ze sobą.
-Ojciec był ledwie podrostkiem, kiedy wszystko poszło w diabły. Kilkanaście lat później trafił na to miejsce, o dziwo ośrodek wraz z aparaturą w dobrym stanie przetrwał wysokie promieniowanie, niesprzyjające warunki i czas. Doprowadził laboratorium do porządku, a jako że miał trochę oleju w głowie i wykształcenie w dziedzinie chemii i anatomii, postanowił dobrze to miejsce wykorzystać. Już kilka lat wcześniej zauważył niezwykły wpływ tutejszej radiacji na żywe organizmy, zwłaszcza ludzi. W większości przypadków zetknięcie się z taką dawką powodowało śmierć, ale trafiały się odosobnione przypadki, które przeżywało… choć ciężko było nazwać to życiem. W ich mózgach zachodziły nieodwracalne zmiany, których nikt z obecnym brakiem technologii nie potrafił zbadać i dokumentować. Mój ojciec był jednym z szczęśliwców, którzy potrafili.
Bajarz nie miał pojęcia, do czego zmierza podstarzały wojskowy. Zdawał się mówić z pasją, zaintrygowany, pewny siebie.
-Badając zachowania i prace mózgu napromieniowanych istot, korzystając ze sporej ilości pozyskanej od nich tkanki do eksperymentów i zasobów laboratorium, podjął próby wydestylowania środku, który pozwoliłby utrzymać ich przy życiu, a nawet zamienić zdrowe osobniki w zarażonych. Niestety z małymi sukcesami. Ojcu udało się mniej więcej rozgraniczyć składniki, które mogą się okazać niezbędne do preparatu. Po tej dokumentacji zapiski się urywają, prawdopodobnie jego przepracowany organizm nie wytrzymał. Wszystkie efekty jego pracy, notatki, próbki, całe dziedzictwo… spłynęło na syna, który według jego oczekiwań miał najprawdopodobniej dokończyć jego pracę. Nie zamierzałem zawieść mojego tatusia. I nie zawiodłem.
Ze stołu znów dało się słyszeć jęk, z początku cichy i szemrzący, z czasem narastał wręcz do stłumionego wrzasku.
-Mój drogi, przedstawiam ci… Próbę numer Jeden, znanego również jako Druid z naszego Bunkra.
Jednym płynnym ruchem Generał rozpiął pasy, wypuszczając człowieka, i natychmiast opuścił pomieszczenie, zatrzaskując drzwi. Ku Bajarzowi powolnym krokiem ruszył dobrze mu znany naukowiec, wyciągając ku niemu blade ręce i rzężąc przerażająco.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz