piątek, 24 stycznia 2014

"Bunkier nr 24": Rozdział 4

Rozdział 4

POSTANOWIONE
            -Niestety w tej sytuacji niewiele mogę zdziałać-  mechanik po raz setny złapał brudną szmatę i zabrał się za czyszczenie swoich fantazyjnych gogli. Skonstruował je sam, jak wiele przedmiotów, których używał. Na pierwszy rzut oka zwykłe masywne okulary, zaopatrzone były jednak w wiele soczewek nakładanych na główne szkła, co dawało różnorakie efekty powiększenia czy wyostrzenia ostrości. Bajarzowi dane kiedyś było się nimi pobawić, i zachodził w głowę jak Złota Rączka potrafi sobie z nimi radzić, głównie z powodu ich sporej wagi i nieporęczności. –Nie mogę wydać ci broni bez wyraźnej zgody. Wiem, co zamierasz zrobić i chciałbym ci pomóc, ale przykro mi. Wylecę na zbity pysk jak Generał się dowie, a tylko na tym się znam i innej roboty się nie podejmę.
-Nie jesteś wojskowym, więc przepustki nie masz i mieć nie możesz, a mamy przecież tymczasowy zakaz wychodzenia z powodu tej paskudnej sprawy. Ach, szkoda chłopiny. Jarzynową robił, kurna, pierwsza klasa. I pogadać z chłopem mogłeś, i napić się.- Jego wzrok padł na automat na stole, rozłożony na czynniki pierwsze- Jasna cholera! Zasrane żółtodzioby, z bronią się obejść nie mogą. Porządny złom, a co sesję dostaję kilka sztuk do naprawy. Co oni, tłuką nimi manekiny czy jak?!
Wartownik zdał sobie sprawę, że nic więcej nie wskóra, skinął więc mechanikowi na  pożegnanie i ruszył do drzwi.
-Ehh… Synu! Zaczekaj.
Obrócił się napięcie i spojrzał na mechanika. Ten przywołał go gestem. Zanurkował pod blat, wyciągnął starego „WANAD-a” i dwa magazynki. Spojrzał na młodego, gdy ten wyciągnął rękę po broń. Położył nie niej swoją dłoń i przycisnął do blatu.
-Jak już znajdziesz tego, kto to zrobił… To pozdrów sukinsyna ode mnie.
Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami. Złota Rączka zwolnił uścisk, i pozwolił Bajarzowi obejrzeć prezent. Spośród wszystkiego, co zdążył poznać, broń palna była jego największym zamiłowaniem. Już od dziecka, gdy tu trafił, największą  ciekawość  wzbudzało w nim przynoszone przez „szperaczy” pistolety i automaty, raz nawet jeden z nich pozwolił obejrzeć swój  karabin snajperski. Miło wspominał tamte chwile, gdy z błyskiem w oku zaglądał w każdy zakamarek i dotykał każdego elementu misternej konstrukcji polskiego Alexa- 338, lekko zmodyfikowanego na potrzeby działań w Strefie. Przyglądał się teraz pistoletowi samopowtarzalnemu , również rodzimego pochodzenia, i poznał w nim powojennego P-83, cudowną maszynkę z pojemnym magazynkiem i smukłą lufą.
-To nasze, biało- czerwone.- Mechanik najwyraźniej czytał mu w myślach-  Mechanizm uderzeniowy z kurkiem, swobodny zamek, no i stabilny, nie odrzuca ręki i nie ciąży jak niektóre ruskie pierdółki. Nie jest już pierwszej jakości, ale…
-Dziękuję.
Uznał, że tyle wystarczy. Miał wielki szacunek do tego człowieka, zarówno za jego umiejętności, jak i moralność i dobre serce. Opuścił pokój, zostawiając mężczyznę za blatem pogrążonego w myślach.
            Tej samej nocy zebrał zapasy, przygotował broń i kombinezon. Usiadł na pryczy i spojrzał na zegarek- druga. Chociaż godzinkę. Ułożył się wygodnie, i czekając na sen, rozmyślał nad tym, co zmusiło go do opuszczenia kompleksu.

            Była północ, może trochę później. Jedynym, co rozpraszało ciemność było blade światło księżyca za ciężkimi chmurami, i nasze ognisko. Dość zimno, nawet mimo pory wiosennej. Ale w Strefie różnie bywa. Siedzieliśmy na warcie we czwórkę, ja, Borys i dwóch chłystków których nie kojarzę, ale Borys powiedział, że są w porządku. Obserwowałem te dwójkę. Typowi „twardziele”, odważni i dumni rycerze „Zony”, którzy zapaskudziliby gacie na widok mutoszczura. Chcieli pić, ale nie zgodziłem się. Tej nocy to ja tutaj rządzę. Generał ma do mnie zaufanie, zarządził mi dowództwo nad wartą, gdy wrócił.
            Od śmierci kucharza minęły prawie dwie doby. Dowódca kompleksu był wściekły i zszokowany. Ktokolwiek przejawiał złe zamiary względem tego miejsca, ginął zanim jeszcze zdążył dobiec, żeby ochlapać krwią ściany bunkra. Dowódca doszedł więc do wniosku, że musiał to być  ktoś z wewnątrz, albo bardzo sprytny skurczybyk z zewnątrz. Zaczęły się przesłuchania. Na pierwszy ogień poszedł jego zastępca, który od tamtego dnia był na skraju załamania. Druid podejrzewał go nawet o „przeżarcie mózgu”, zachowywał się całkiem jak umarlak z Epicentrum. „Tylko zżerający stres”, powiedziałem wtedy. Generał ogłosił stan wyjątkowy do momentu odszukania winnego. Mieszkańcy nie mieli wstępu na poziomy służbowe, wprowadzono godzinę policyjną. Parę osób postanowiło się zbuntować. Trafili do aresztu, uznani za głównych podejrzanych w sprawie.
            Pęcherz dał o sobie znać, więc odszedłem kawałek na lewo odburkując kompanom, że idę za potrzebą. Skubani byli tak zajęci kartami, że nawet nie zauważyli jak zniknąłem. Na stronie wydawało mi się, że słyszę silnik. Poprawka, nie wydawało mi się. Poprawiłem strój i minąłem ścianę kompleksu skręcającą w prawo. Jakieś pięćdziesiąt metrów od ściany lasu stała duża czarna bryła przebijająca mrok dwoma lampami na przedzie. Przylgnąłem do lunety mojej broni i próbowałem dojrzeć coś w ciemności przede mną. Po przyzwyczajeniu się oczu do ciemności udało mi się wyłowić dwie sylwetki, prawdopodobnie ludzkie, w pobliżu wozu. Stali blisko siebie, może rozmawiali. Po kilku minutach jedna postać wsiadła do kabiny i ruszyła z miejsca. W świetle tylnych świateł zdążyłem zauważyć więcej sylwetek na pace pojazdu, pod powiewającą plandeką na dachu. Ciężarówka, chyba wojskowa, zniknęła w lesie. Zdążyłem rzucić jeszcze okiem na drugiego rozmówcę, który dał nura do ceglanej przybudówki- awaryjnego wyjścia z bunkra.
            Wiedziałem, że nie mogę tego tak zostawić. Nie potrafiłem tego opisać, ale czułem w środku, że to ma związek z losem kucharza i zachowaniem Generała. Doznałem podobnego uczucia jak wtedy, gdy  „zaatakował” mnie mutant tej pamiętnej nocy. Wróciłem do kompanów, swoją dłuższą nieobecność tłumacząc kłopotami z kombinezonem. Jakim cudem mogli nie usłyszeć i nie zobaczyć pojazdu? Wszystko wskazywało na to, że tak było. Może to mi zaczyna odbijać? Może istota z trawy zaszczepiła mi wtedy jakiegoś wirusa, pasożyta, który żerował na zdrowym umyśle, mieszając zmysły i powodując powoli postępujące szaleństwo?
            Całą nocy nie mogłem się skupić na warcie. Wciąż powracałem do pojazdu pod lasem. Kto to był? Z kim się spotkał? Wtedy też postanowiłem opuścić bezpieczny kompleks i pójść śladem opon.

            Opuścił „Dwudziestkę Czwórkę” bez problemów. Poprawił maskę i wyszedł na chłodne nocne powietrze. Usłyszał za plecami kroki.
-Wracaj do środka.
-Gdzie ty się wybierasz?!
Nie zatrzymał się, nie zwolnił kroku.
-Zaraz zacznie się godzina policyjna.
-Nie masz dzisiaj warty.
-Wracaj do środka, do cholery!
-Nie mam takiego zamiaru.
Obrócił się i spojrzał na Borysa. Wełniana czapka na gładko zgolonej czaszce, kilkudniowy zarost, i zabawnie odstające uszy. Przeciętny w budowie, ale silny facet. O silnym charakterze. Zawsze gotów oddać życie za dobrą sprawę. Stary dobry Borys.
Nie miał wyboru. Tak mu się przynajmniej wydawało. Opowiedział mu o tamtej warcie z drobnymi szczegółami. Tak jak myślał, Borys był w małym szoku, kiedy usłyszał o pojeździe. Tak jak reszta towarzystwa przy ognisku, nic podejrzanego nie widział i nie słyszał. Powiedział mu też, Co zamierzał zrobić.
-No, to postanowione. Zaczekaj sekundę, wezmę najpotrzebniejsze…
-Nigdzie ze mną nie idziesz.
Popatrzył na Bajarza, jakby ten przynajmniej kogoś zabił.
-Na pewno nie puszczę cię tam samego. Zobaczyłeś coś, czego nie jesteś do końca pewien, czy widziałeś, i chcesz tak po prostu zabrać się stąd i sprawdzić, czy masz rację? Jeśli nie mogę cię od tego odwieść, to pozwól mi chociaż iść ze sobą.
„Wygrałeś”, pomyślał Bajarz. Z doświadczenia wiedział,  że najmniejszego sensu nie mają próby wyperswadowania przyjacielowi czegokolwiek. Zamkniesz pod kluczem , to przeciśnie się przez dziurkę, da ci w ryj i pójdzie za tobą. Wyciągnął do niego rękę. Borys ujął ją mocno i wyszczerzył się jak to miał w zwyczaju.
-Jak w gównie to razem, nie?
-Tak. Razem.
Stali jeszcze przez chwilę, a ich kaptury targał mocny wiatr ze wschodu, gnający ciężkie szare chmury i naginający źdźbła wysokiej suchej trawy w dolinie, gdzie stał Bunkier nr 24.
           
            Od pracy oderwało go pukanie do drzwi. Wyprostował się znad blatu z bulgoczącym we fiolkach płynem i otworzył. Weszła dwójka barczystych wartowników z brezentowym workiem. Naukowiec błyskawicznym ruchem zrzucił cały sprzęt na podłogę. Breja z fiolek zagotowała się i ulotniła w białej parze, nie czyniąc żadnych szkód. Rozsunął worek i spojrzał na ciało. 
-Widziałeś kiedyś coś takiego?- zagaił jeden z dostarczycieli, znajomy Druida.
Mężczyzna nałożył ochronną maskę i gogle, poprawił fartuch. Dłońmi w gumowych rękawiczkach zaczął rozgarniać gęste futro zwierza. Wielki, przypominający wilka ssak, z masywnymi niedźwiedzimi szczękami. Pod warstwą skóry wyraźnie zarysowane mięśnie karku i masywnych nóg. Długi, giętki ogon jak u szczura. W miejscu połączenia karku z czaszką natrafił dłonią na nietypowe sztywny płatek. Chwycił za wysłużoną maszynkę i zgolił sierść poniżej grzebienia strzałkowego. Nasunął na nos szkła do badań, i jeszcze raz spojrzał. Sięgnął obcęgami i wyciągnął mały, cieniutki plastikowy płatek z metalowymi nóżkami do zamocowania w ciele. Ze stosu badawczego sprzętu pod ścianą wygrzebał mikroskop i podstawił płatek na stolik przedmiotowy. Obserwował przez chwilę w milczeniu, manipulując rewolwerem. Po może pięciu minutach wyprostował się i zawołał stojących przed wejściem wartowników.
-Wołać mi tu Generała! RAZ!
-Nie ma go. Opuścił kompleks… wyjechał w nocy, w pilnej sprawie, tak mówił.
Naukowiec zaklął pod nosem, zasępił się, zdenerwowany poruszył zarośniętą szczęką.
-Jakiś kłopot?- Jeden z mężczyzn w kombinezonie spoglądał na mikroskop próbując zrozumieć powód zdenerwowania tego człowieka.
Druid spojrzał mu w twarz, po czym powrócił do obserwacji chipa. Mikroprocesor miał wygrawerowane logo placówki badawczej, znajdującej się  na północ stąd.
-I to spory.- wymamrotał, wpatrzony w obiektyw, dochodząc do niepokojących wniosków na temat tego, co właśnie odkrył.
           

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz